Długi weekend pełen kocich wrażeń z… siostrzeńcem. 9-miesięczny Brytyjczyk wygląda niemalże jak nasz Nikon, ale już niebawem przemieni się w prawdziwego księcia o pełnych policzkach i pokaźnej masie.
Nasz narko(t)man lubuje się nie tylko w kocimiętce, ale co gorsza także w domestosie. W ten weekend na listę stymulantów trafiła także waleriana. W zoologicznym akurat czekali na dostawę, ale w aptece kupiłam za grosze. Niech chłopak ma coś z życia.
paroma kroplami waleriany nasączamy zabawkę…
i takie mamy efekty:
Nikon kończy dziś dwa lata. Według przelicznika wieku kociego na ludzki miałby aż 24! Może czas zacząć traktować naszego młodzieńca jak na jego wiek przystało, a nie wciąż jak dzieckota?
dziś kot ma dzień dziecka, cały dzień będzie leżeć do góry brzuchem
Jesteśmy świadkami rozprzestrzeniania się nowej choroby cywilizacyjnej o osobliwej nazwie „nie mogę, kot na mnie leży”. Od kiedy sami należymy do grona zainfekowanych, niemoc ta przestała mnie zaskakiwać.
Objawy choroby są następujące: gdy Lord Nikon upatrzy sobie część naszego korpusu na drzemkę, automatycznie wszelkie (nasze) potrzeby – w tym fizjologiczne – spychane są na drugi plan. W skrajnych przypadkach taki bezruch może trwać wiele godzin, a nawet prowadzić do odwodnienia i zaniechania zabiegów higienicznych ;) Może czas zrewidować piramidę potrzeb Maslowa?
Wymówka (tfu, tfu, choroba) „nie mogę, kot na mnie leży” sprawdza się też doskonale w stawianiu czoła trudom dnia codziennego:
Poniedziałek, 8 rano, a ja nie mogę wstać do pracy, bo przecież kot na mnie leży. (Z pozdrowieniami dla Szefa!)
Oraz skuteczne o każdej porze dnia i nocy: – „Kochanie, możesz podać piwko z lodówki, bo kot na mnie leży?” :)
ludzka dłoń – najlepsza kocia poduszkaunieruchomione dwa osobniki na raz – szczyt kociej przebiegłości
uziemiona ręka pańcia
Jestem wyrodną matką – daję kotu wodę z kranu, chociaż sama piję butelkowaną. Zwyczajnie nie wyobrażam sobie taszczenia hektolitrów wody źródlanej ze sklepu, żeby co chwilę wymieniać ją na nową porcję (Lord gustuje w wodzie świeżo nalanej). Na swoje usprawiedliwienie mam dziesiątki przeczytanych artykułów o wrocławskiej kranówce zdatnej do spożycia, nawet o całkiem niezłym składzie. Grunt to lać zimną.
Na naszym stoliku nocnym Nikon ma własną szklankę z wodą (gwarantującą relaksujący odgłos chłeptania nad głową w środku nocy…). Zdarza mu się też siedzieć już w zlewie, czekając na odkręcenie wodopoju.
Generalnie Nikona do picia zachęcać nie trzeba. pyszna kranówka!
Misją naszych arystokratów jest bez wątpienia leżeć i pachnieć, co też wychodzi im modelowo. Nikon specjalizuje się również w konsumpcji, ale to niestety już inna bajka…
Z otwartymi ramionami witamy więc w domu lato i wszelkiej maści latające stworzenia, które najskuteczniej rozbudzają instynkty łowieckie naszego brzuchacza. Powiem więcej – nic nie cieszy tak, jak widok apetycznej, tłustej muchy fruwającej po domu! Swojego czasu mieliśmy nawet taki szalony pomysł, by hodować je w domu… (bez komentarza).
„odkarmiony” Nikon ( od jutra karma dietetyczna: reaktywacja)szczupły kuzyn Krokiet
i kuzynka Czaki – jak zawsze w formie