Poranny ugniot w wykonaniu Nikona najczęściej wygląda jak gorliwe wyrabianie ciasta (udokumentowane tutaj), ale niekiedy przyjmuje ekstremalną formę mezoterapii igłowej. Masaż twarzy pazurami przynosi natychmiastowe efekty w postaci całkowitego wybudzenia i napełnienia kociej miski.
Ugniata, udeptuje, pedałuje, pompuje, wyrabia ciasto, masuje – jak zwał tak zwał, ważne dlaczego. Podobno kot robi to, gdy czuje się bezpiecznie, jest szczęśliwy i zadowolony. Jest też teoria mówiąca o znaczeniu swojego terytorium… trzymam się jednak wersji, że kocha.
Nikon w wiadomym celu (i niestety z pazurami na wierzchu) nachodzi mnie – a raczej wyłącznie moją twarz i szyję – najczęściej nad ranem. Podczas ugniatania mruczy, mruży oczy i ślini się niemiłosiernie. Za każdym razem, gdy kropla kociej śliny zrosi mi twarz, powtarzam sobie, że to oznaka miłości – i tym sposobem walentynki mamy co noc.