Jesteśmy świadkami rozprzestrzeniania się nowej choroby cywilizacyjnej o osobliwej nazwie „nie mogę, kot na mnie leży”. Od kiedy sami należymy do grona zainfekowanych, niemoc ta przestała mnie zaskakiwać.
Objawy choroby są następujące: gdy Lord Nikon upatrzy sobie część naszego korpusu na drzemkę, automatycznie wszelkie (nasze) potrzeby – w tym fizjologiczne – spychane są na drugi plan. W skrajnych przypadkach taki bezruch może trwać wiele godzin, a nawet prowadzić do odwodnienia i zaniechania zabiegów higienicznych ;) Może czas zrewidować piramidę potrzeb Maslowa?
Wymówka (tfu, tfu, choroba) „nie mogę, kot na mnie leży” sprawdza się też doskonale w stawianiu czoła trudom dnia codziennego:
Poniedziałek, 8 rano, a ja nie mogę wstać do pracy, bo przecież kot na mnie leży. (Z pozdrowieniami dla Szefa!)
Oraz skuteczne o każdej porze dnia i nocy: – „Kochanie, możesz podać piwko z lodówki, bo kot na mnie leży?” :)
ludzka dłoń – najlepsza kocia poduszkaunieruchomione dwa osobniki na raz – szczyt kociej przebiegłościuziemiona ręka pańcia