Z kotem na diecie jest trochę jak z dzieckiem – regularne i odmierzone posiłki, budzenie na karmienie, organizowanie opieki… Nieraz mieliśmy przerwy w środku pracy „na karmienie” czy też zabieraliśmy malucha do biura – bo kot na diecie je mało a często. System pięciu posiłków ustaliliśmy z Nikonem, gdy aż za dobrze zademonstrował nam sens powiedzenia rzygać jak kot.
Dążąc do przywrócenia normalności naszej kociej rodzinie, zdecydowaliśmy się na zakup automatu do karmy. Wytypowaliśmy Trixie TX4 Plus ze względu na możliwość zaprogramowania aż czterech posiłków, każdy o dokładnie ustalonej przez nas porze, oraz odmierzenia dowolnej, nawet niewielkiej, ilości karmy.
Pierwsze wrażenie po otwarciu przesyłki: miska-gigant, wykonana z tandetnego plastiku, stanowczo nie korespondująca z jej niemałą ceną (160 zł). Gdy po dwóch tygodniach oswoiliśmy się już z niskich lotów designem, zaprogramowanie karmnika nie nastręczyło wielu trudności. Jednak parokrotnie zdarzyło się, że na skutek niedokładnego zamocowania pokrywy Nikon dobrał się do wszystkich posiłków na raz.
Czas na zalety: miska otwiera się z dokładnością co do minuty, woła kota moim głosem i generalnie jako wynalazek mocno podnosi jakość życia. Nie musimy już dzwonić do znajomych, by nakarmili kota, urywać się z pracy na karmienie, ani rwać sobie włosów z głowy, że spotkanie przedłuża się, a kot umiera z głodu. Teraz wiem, że Nikon ma zapewnione automatyczne drugie śniadanie, lunch, obiad i podwieczorek. Może Trixie TX4 piękna nie jest, ale działa. wielkość miski w porównaniu do klasycznej ikeowskiej szklanki omnomnomnom