Poranny ugniot w wykonaniu Nikona najczęściej wygląda jak gorliwe wyrabianie ciasta (udokumentowane tutaj), ale niekiedy przyjmuje ekstremalną formę mezoterapii igłowej. Masaż twarzy pazurami przynosi natychmiastowe efekty w postaci całkowitego wybudzenia i napełnienia kociej miski.
Ugniata, udeptuje, pedałuje, pompuje, wyrabia ciasto, masuje – jak zwał tak zwał, ważne dlaczego. Podobno kot robi to, gdy czuje się bezpiecznie, jest szczęśliwy i zadowolony. Jest też teoria mówiąca o znaczeniu swojego terytorium… trzymam się jednak wersji, że kocha.
Nikon w wiadomym celu (i niestety z pazurami na wierzchu) nachodzi mnie – a raczej wyłącznie moją twarz i szyję – najczęściej nad ranem. Podczas ugniatania mruczy, mruży oczy i ślini się niemiłosiernie. Za każdym razem, gdy kropla kociej śliny zrosi mi twarz, powtarzam sobie, że to oznaka miłości – i tym sposobem walentynki mamy co noc.
Budzikot przestawił się na czas letni i zaczyna dzwonić już w środku nocy.
Budzenie wstępne rozpoczyna od ugniatania po twarzy (pazury koniecznie na wierzchu), mruczenia i wywalania się podwoziem do góry. Po seansie miziania po brzuchu i drapania za uchem przychodzi czas na operę kocią z wyciskającą łzy (i resztki snu) solową partią wokalną Nikona. Wszystkie akty tego przejmującego dzieła opowiadają o niewyobrażalnym wręcz kocim głodzie i pragnieniu spożycia saszetki.
Efekt powyższych zabiegów jest taki, że zdarza mi się pojawić w pracy godzinę wcześniej, uciekając przed żądnym kolejnej porcji „mokrego” Budzikotem. Bo od kiedy wokół ćwierkają ptaszki i bzyczą owady kot nie śpi – czuwa. A od tego czuwania głodny się robi.
poranek: Nikon i jego partia solowa nad uchem pańcia
„szaszeeeeeeeeeetko moja”
Miauczenie prosto w ucho nie pomaga dużym wstać?
Oto wykaz drastycznych – i niestety niezawodnych – metod naszego Rosyjskiego Budzika:
– kichanie nam w twarz
– cios łapą w tchawicę
– ugniatanie twarzy z wyciągniętymi pazurami, najlepiej zatykając wloty powietrza
– zabawa w latający telefon (jak wiadomo, telefon to najukochańsza rzecz pańcia :P, więc zaraz wyskoczy z łóżka)
– zbicie szklanki/świeczki/słoika z karmą i zabawa odłamkami (nic nie rozbudzi pańci skuteczniej niż odkurzanie przed siódmą)
– przytaszczenie worka z karmą do łóżka z bezkonkurencyjną miną „kotek umiera z głodu”
… a przede wszystkim kategoryczny brak przyzwolenia dla „drzemki” w budziku!
Budzik mi dziś nie zadzwonił, ale Budzikot nie zawiódł…
Dostałam najlepszy prezent – Nikon zaczął ugniatać! Co prawda na razie upodobał sobie moją twarz
– wczoraj usta, a dziś w nocy oko, więc nijak nie mogę tego uwiecznić na zdjęciu ;)
Do przyjemnych doznań to nie należy, ale znoszę ze stoickim spokojem w nadziei na przyszłe rozkoszne masaże…
Dzięki Paula za za próbę wiernego odwzorowania nocnego ugniatania: