Jestem wyrodną matką – daję kotu wodę z kranu, chociaż sama piję butelkowaną. Zwyczajnie nie wyobrażam sobie taszczenia hektolitrów wody źródlanej ze sklepu, żeby co chwilę wymieniać ją na nową porcję (Lord gustuje w wodzie świeżo nalanej). Na swoje usprawiedliwienie mam dziesiątki przeczytanych artykułów o wrocławskiej kranówce zdatnej do spożycia, nawet o całkiem niezłym składzie. Grunt to lać zimną.
Na naszym stoliku nocnym Nikon ma własną szklankę z wodą (gwarantującą relaksujący odgłos chłeptania nad głową w środku nocy…). Zdarza mu się też siedzieć już w zlewie, czekając na odkręcenie wodopoju.
Generalnie Nikona do picia zachęcać nie trzeba. pyszna kranówka!