To był nasz pierwszy tak długi – bo „aż” tygodniowy – wyjazd bez kota. Do ostatniego dnia rwałam sobie włosy z głowy, jak Nikon zniesie tę rozłąkę. Mimo zapewnionej prawie całodobowej opieki, roztaczałam wizje kociego głodu i samotności.
Oczywiście obawy okazały się nieuzasadnione, a kot zniósł urlop tak dobrze, że nasz powrót przyjął bez emocji. Natomiast nigdy tyle nie mruczał, co mam nadzieję choć trochę słychać na pourlopowym filmiku.
Brak komentarzy