Budzikot przestawił się na czas letni i zaczyna dzwonić już w środku nocy.
Budzenie wstępne rozpoczyna od ugniatania po twarzy (pazury koniecznie na wierzchu), mruczenia i wywalania się podwoziem do góry. Po seansie miziania po brzuchu i drapania za uchem przychodzi czas na operę kocią z wyciskającą łzy (i resztki snu) solową partią wokalną Nikona. Wszystkie akty tego przejmującego dzieła opowiadają o niewyobrażalnym wręcz kocim głodzie i pragnieniu spożycia saszetki.
Efekt powyższych zabiegów jest taki, że zdarza mi się pojawić w pracy godzinę wcześniej, uciekając przed żądnym kolejnej porcji „mokrego” Budzikotem. Bo od kiedy wokół ćwierkają ptaszki i bzyczą owady kot nie śpi – czuwa. A od tego czuwania głodny się robi.
poranek: Nikon i jego partia solowa nad uchem pańcia
„szaszeeeeeeeeeetko moja”
Brak komentarzy