W ostatnich latach mocno zmieniło się podejście do zwierząt domowych w kontekście ich dobrostanu. Poruszamy kwestie związane z jakością życia, badaniami profilaktycznymi czy niewypuszczaniem kotów z domu. Jak powiedziała na ostatniej wizycie moja weterynarka:
„Nie ma kotów zdrowych, są tylko nieprzebadane”.
Nie ważne, ile jest w tym prawdy, ale na pewno czworonogi chorują – tak jak i ludzie – na choroby przewlekłe. Kot nerkowiec czy cukrzyk przestaje kogokolwiek dziwić. Chęć przedłużenia i poprawy jakości życia naszych małych członków rodziny wiąże się często z codziennym podawaniem leków – czy to w tabletkach, czy w zastrzykach. Z tym drugim (na szczęście) nie mam doświadczenia, ale z podawaniem tabletek już wieloletnie.
Gdy dowiedziałam się o nadczynności tarczycy (a potem chorobie nerek) u Nikona, byłam załamana. Sama choroba to jedno, ale najbardziej martwiło mnie codzienne, stresujące dla kota, podawanie tabletek. Stres to jeden z czynników, który ma ogromny wpływ na ogólny stan zdrowia. W takim razie, jakie stosuję metody podawania tabletek i jakie są ich wady i zalety?
1. Tabletka w kabanosku
To metoda, którą poleciliście mi na Facebooku, jak napisałam o nadczynności tarczycy u Nikona – za co bardzo Wam dziękuję!
Kocie kabanoski, w moim przypadku Vitalkraft z Zooplusa, mają idealną konsystencję, która pozwala ukryć tabletkę. Z jednej strony są na tyle miękkie, że da się je przepołowić, włożyć lek i ponownie zalepić jak plastelinę. Z drugiej strony są na tyle twarde, że kot musi je gryźć, dzięki czemu łatwo przeoczy ukryty dodatek.
Zdarzyło się Nikonowi wyjeść kabanoska i wypluć tabletkę, dlatego polecam proces kontrolować i sprawdzić, czy wszystko zostało skonsumowane. Metoda jest jednak bardzo skuteczna, powiedziałabym, że daje 95% szans na przyjęcie całej dawki leku.
Zaletą takiego rozwiązania jest to, że kot zaczyna czekać na smakołyk i podawanie tabletki staje się miłym rytuałem. Żeby osłabić czujność przeciwnika, polecam podawanie kabanosów naprzemiennie z tabletką i bez.
2. Bezpośrednio do paszczy
Metoda najskuteczniejsza, dająca 100% pewność podania leku. Jej minusem jest duży stres – kota trzeba przytrzymać i siłą zmusić do otwarcia paszczy, a potem pilnować, czy tabletki nie wypluwa. Jeśli tak się dzieje, polecam przygotować sobie pod ręką strzykawkę z wodą (bez igły), którą wlewamy odrobinę płynu po podaniu tabletki. Wtedy kot przełykając wodę, połyka także lek.
Tę metodę stosuję tylko w przypadku leków podawanych sporadycznie, które obejmują jedną lub parę dawek np. tabletka na odrobaczanie. Wtedy nie ma miejsca na błędy. Miałabym opory przed codziennym jej stosowaniem ze względu na wcześniej wspomniany stres.
3. Rozkruszanie tabletki do mokrej karmy
Tę metodę polecam, gdy nie musicie mieć 100% pewności podania całej dawki. Część może bowiem zostać niezjedzona, osadzić na brzegach miseczki. Stosuję ją codziennie w przypadku leków zakwaszających mocz.
Tabletkę kruszę nożem, wsypuję do opakowania, zalewam wodą i mieszam widelcem na gładko z karmą. Dawka jest tak dobrana, że nawet jeśli część jedzenia wyląduje w koszu, wyniki mamy w normie. Tej metody nie zastosowałabym jednak w przypadku tabletki na tarczycę, której podaję niewielką ilość (1/4 małej tabletki raz na 2 dni). Tutaj ryzyko przyjęcia zbyt małej dawki leku jest po prostu zbyt duże.
Wiele zależy też – a może przede wszystkim – od smaku samego leku. Jeśli jest neutralny i kot go nie wyczuwa, stosujemy metody bezstresowe. W przypadku tabletek gorzkich pozostaje zazwyczaj tylko metoda druga.
8 komentarzy
Ja podawałam mojemu Marlonowi tabletki na nadczynność tarczycy w sosikach dla kotów. Rozkruszalam tabletkę na proszek i mieszkałam z sosikiem. Pokażcie mi kota, który nie lubi sosików np. Miamor o smaku wątróbki.
Jeśli kot lubi sosiki to ten sposób jest idealny – wylizane do czysta! Mój nie lubi, więc szukam alternatyw ;)
https://youtu.be/fVHuJu7X-FE
Najlepszy sposób na świecie.
Można poprosić weterynarza o pokazanie na kotku.
Super sposób.
Dzięki! Znam, jednak wolę ukryć tabletkę, bo u nas tak łatwo nie idzie ;)
Oj tak, metody 2 też zazwyczaj nie stosuję. Leki w karmie to u nas standard. Kabanoski i cosmę nie wszyscy u mnie jedzą, ale czasem ukrywam tabletkę w kawałeczku mięsa. Też działa :)
Koty to nieźli spryciarze jeśli chodzi o wyczucie tabletki w jedzeniu. Wszystkie sposoby o których piszesz wypróbowałam ze swoimi zwierzakami i o ile jeszcze psu jestem w stanie podać prosto do pyska bo inaczej nie zje, to KOT…nie :) Podane w jedzeniu tabletki wypluwa, rozkruszone na miazgę i zmieszane z karmą – nie zje bo mu śmierdzi. Raz róbowałam podać do pyszczka i więcej nie spróbuję :P Dla mnie najprostszym rozwiązaniem jest wet :)
Hej, jeśli masz do podania tabletkę raz na pół roku to może jest to najwygodniejszy sposób. Ja podaję leki codziennie i nie wyobrażam sobie codziennie jeździć z tym do weterynarza ;) Z podawaniem do pyszczka – kwestia praktyki, Nikon też wypluwa i walczy, ale od razu po podaniu zamykam mu pyszczek i myję zęby, więc ostatecznie musi pogryźć i przełknąć.
A ja polecam strzykawkowy aplikator firmy Kruuse, w wersji z miękką końcówką. Tabletkę poganiasz niewielką ilością sosu z mokrej i kot łyka wszystko.