Kotton po łącznie 3 tygodniach wakacji – brykania po lesie wokół domku (tylko początkowo na smyczce), skubania prawdziwej trawki i kopania dołków w ziemi – snuje się po domu i znaleźć sobie miejsca nie może. Staramy się umilić mu powrót do codzienności nowymi zabawkami i cielęciną, ale wspomnienie wakacji w plenerze pozostaje ciągle żywe.
W życiu Nikona jest jedna ukochana, z którą w boju o serce kota pańcia nie ma żadnych szans – Mokra Karma. Wszystko, co pływa w sosie lub zanurzone jest w galaretce, wywołuje radosne kocie kwilenie, a dłuższa rozłąka dramatyczne sceny opery kociej.
W poszukiwaniu rozwiązania, które zadowoli zarówno kota, jak i nasze sumienia (a docelowo także portfele), wpadliśmy na Bozitę w ekonomicznych, 370-gramowych opakowaniach. Świetny skład, cena za kg i sposób pakowania (nareszcie kartonik, a nie puszka) pozwala sądzić, że będzie to nasza ulubiona karma na dłużej. Aby nie być gołosłowną, kolejne smaki już jadą kurierem do Nikona.
Skład Bozity z jagnięciną widocznej na zdjęciach: kurczak, jagnięcina (7,2% w każdym kawałku), wołowina, wieprzowina, węglan wapnia, drożdże (ß-1,3/1,6 glucan, 0,01%). W sumie aż 93% mięsa. Om nom nom nom!
Ten post też nie jest sponsorowany :)